
Kiedy kilka lat temu zacząłem się zastanawiać, którego z wykonawców chciałbym zobaczyć na żywo, wypadło na
Jimiego Hendriksa i
Rage Against The Machine, czytaj: misja niemożliwa.
Dziś, gdy wróciłem z Berlina, gdzie zobaczyłem świetny koncert Zacka i spółki, wiem, że czasem udaje się spełnić koncertowe marzenia.
I chociaż po występie supportu kazali na siebie czekać niemal godzinę, to gdy popłynęły pierwsze dźwięki "Testify" chyba wszyscy im wybaczyli i w jednej chwili przed sceną zaczęło rytmicznie falować morze głów.
RATM dali wielce energetyczny koncert, którego program mógłby stanowić tracklistę płyty typu 'the best of'. Doskonale wyważyli proporcję między albumami grając w sumie aż 10 singli (w tym tak charakterystyczne jak: "
Killing In The Name", "
Bulls On Parade", czy "
Guerrilla Radio"). Koncert został spięty klamrą płyty "The Battle Of Los Angeles" - ostatnią piosenką w drugim bisie był ostatni kawałek z płyty - "War Within A Breath". I po prawie 90 minutach było po wszystkim, a na wyciszenie z głośników popłynął ciepły głos Barry'ego White'a.
Marzenia się zmieniają, zwłaszcza te muzyczne, dlatego już się nie mogę doczekać sierpniowego koncertu Neurosis, Hendrix niestety zostanie tylko na płytach.