Z każdym rokiem mam wrażenie, że coraz mniej znam się na muzyce. Ale powiedzmy, że jeszcze nadążam i od czasu do czasu wyławiam coś, co powoduje mocniejsze bicie serca. Oto pięć zasłużonych tytułów:
Dawid Podsiadło "Comfort And Hapiness"Lirycznie, ze smakiem, bez bardowskiego zacięcia. I jednocześnie przebojowo. Dowód na to, że programy typu talent show miewają sens.
Defeater "Letters Home"Trzecia płyta jednego z najciekawszych zespołów amerykańskiej sceny hardcore punk. Tym albumem Defeater potwierdza, że potrafi opowiadać mocne historie, dokładając ostrą, ale niepozbawioną melodii muzykę. W styczniu zagrają w Warszawie, obecność obowiązkowa!
Sigur Rós "Kveikur"Każdy ich album to pasjonująca wycieczka. Nie mam pojęcia, jaki kierunek miał być tym razem, ale podążyłem za nimi bez zastanowienia. Obok „Ágætis Byrjun” to moja ulubiona płyta Islandczyków.
Świetliki "Sromota"Nie ma miękkiej gry. Jest ponuro, szyderczo i nerwowo. I lirycznie. Świetna płyta. Warto było czekać 8 lat!
Tides From Nebula "Eternal Movement"Wreszcie dorobiliśmy się znakomitej odpowiedzi na europejski i amerykański post rock. Choć to określenie w przypadku TFN jest już niewystarczająco pojemne. Tym razem do gitarowego dzyż-dżyn-dżyn doszła solidna porcja elektroniki. Hałas, melodia, pasja. Brawo!
A tym, którzy lubią szukać i poznawać polecam również:
Ampacity "Encounter One",
Jesu "Everyday I Get Closer To The Light From Which I Came",
Mikromusic "Piękny koniec",
Rose Windows "The Sun Dogs",
Sed Non Satiata "Mapp
ō",
Sokół i Marysia Starosta "Czarna biała magia",
Sorry Boys "Vulcano",
The World Is a Beautiful Place & I Am No Longer Afraid to Die "Whenever, If Ever",
Touche Amnore "Is Survived By".